Niedawno w Wielkiej Brytanii pewien milioner został skazany za
zniszczenie pewnego historycznego lasu. Musi zapłacić milion funtów za
wycinanie i dewastację wiekowego drzewostanu. Zachowanie milionera sędzia określił
jako „niechlujstwo”, a próbę uniknięcia kary za „haniebną”. Powoływał się tym
samym na społeczną troskę o zachowanie środowiska naturalnego.
Tak sobie myślę, czy coś
podobnego – i kiedy?! – będzie możliwe w Polsce, gdzie większe lub mniejsze przestępstwa
wobec środowiska zostają określone jako „czyny o znikomej szkodliwości
społecznej”. Ile to razy słyszymy o dewastacji lasów, zanieczyszczeniu jezior i
rzek. I co? I nic. Wielu świadomych niszczycieli środowiska uchodzi przed
karami śmiejąc się w głos z „durnych ekologów”, którzy od czasu do czasu próbują
się takim aktom przeciwstawiać.
To oczywiście efekt naszej – cały
czas jeszcze postkomunistycznej – mentalności. Ochrona środowiska jest jeszcze
odbierana jako wstecznictwo – wszak Zachód wpierw zbudował co chciał bez
ochrony, a nam każe chronić środowisko, nie pozwalając na rozwój.
To błędne rozumowanie. Ochrona środowiska
to tak naprawdę ochrona środowiska naszego życia, naszego otoczenia. Nie znam
nikogo kto chciałby mieszkać, mówiąc kolokwialnie, w syfie. Dopiero uświadomienie
społeczeństwu zależności między środowiskiem a otoczeniem naszego funkcjonowania
może doprowadzić – jak w Wielkiej Brytanii, gdzie świadomość ekologiczna jest
znacznie większa – do przekonania, że niszcząc lasy, jeziora i trując powietrze,
tak naprawdę niszczymy podstawy naszego bytu.
Czym szybciej to zrozumiemy, tym
lepiej dla nas. Również dla środowiska. Bez ideologicznego zadęcia.
|